Śmierć nie bolała. Nie było krzyku, nie było płaczu, nie było światła na końcu tunelu. Była tylko pustka.
A potem… było "coś". Cichy, drżący oddech, który nie należał do mnie. Głos, który odbił się echem w nieistniejącej przestrzeni:
— Jesteś gotów?
Otworzyłem oczy. Przede mną stał on. Rob. Mistrz Systemów, Architekt Ścieżek, Bóg Przypadków i Dróg Alternatywnych. Wyglądał jak przeciętny koleś z brodą i kubkiem kawy, ale biła od niego moc.
— Umarłeś, chłopie. Ale masz farta. Dostaniesz szansę na nowe życie. Trzy życzenia. Nowy świat. System. Zabawmy się.
Nie wahałem się długo. Jeśli to był sen — chciałem śnić dalej. Jeśli prawda — chciałem grać.
— Dobrze. Moje pierwsze życzenie: chcę stworzyć własną, unikalną rodzinę czarodziejów. Nieistniejącą dotąd w uniwersum.
— Kontynuuj — mruknął Rob, z uznaniem unosząc brew.
— Rodzina Cieni. Pierwszy ród magów, powstały jeszcze przed czasami Merlina. Ich motto brzmi: "Żyjemy w cieniu, obserwując, ucząc się i prowadząc." Zajmują się rozwojem magii, posiadają własną, ukrytą bibliotekę z każdym magicznym tekstem, jaki kiedykolwiek powstał. Opracowali własny sposób kultywacji magii, wzmacniający zarówno ciało, jak i duszę. Ich talent dziedziczny to tworzenie trwałych klonów cienia, które dzielą wspólną świadomość, wiedzę i są naturalnymi legilimentami oraz mistrzami oklumencji. Żyją poza systemem, ale wpływają na oba światy — mugolski i czarodziejski — za pomocą klonów.
Rob uśmiechnął się szerzej.
— Ambitnie. Zatwierdzone. Drugie?
— Chcę system. Jak w grach. Statystyki, misje, sklep, poziomy, drzewko umiejętności — wszystko.
— Uff, wreszcie ktoś z wyobraźnią. Zatwierdzone. Trzecie?
— Chcę być połączony z tym światem tak, żeby mógł rosnąć razem z nim. Żadna samotna potęga. Chcę działać z cieniem i wpływać z ukrycia.
Rob zamilkł na chwilę.
— Dobrze. Teraz — wybierz swoją postać.
Wokół mnie rozbłysły holograficzne ekrany. Ekrany kreatora.
Wybrałem wzrost — 190 cm. Dobrze zbudowany, ale smukły. Ciało wojownika, ale nie przyciężkie. Twarz — mocne rysy, głęboko osadzone oczy w odcieniu ciemnego srebra. Czarne, falujące włosy sięgające ramion. Głos — niski, hipnotyczny.
Dodałem też coś… nieco mniej szlachetnego. W końcu, życie to gra. Nie zaszkodziło zadbać o „dobrą genetykę" również tam, gdzie przyszłe czarownice mogą docenić szczegóły.
— Masz styl, chłopie — mruknął Rob, po czym klasnął w dłonie.
I wtedy poczułem, jak świat wiruje. Ciemność po raz kolejny mnie pochłonęła.
Obudziłem się…
…w Dworu Cieni.
Kamienne sklepienia. Starożytna architektura, której nie powstydziłyby się największe cywilizacje magicznego świata. Wszystko tonęło w półmroku, ale nie był to zwykły cień — to był cień żywy, świadomy. Czułem go na skórze, jakby szeptał mi do ucha.
Witaj w domu.
I tak zaczęła się moja prawdziwa historia.